Las za miastem

Mike

O czym myślałaś - zapytał. Zawsze ona zadawała to pytanie więc teraz role się odwrócą.

Annie

-A wiesz przypomniałam sobie o istnieniu Noaha -odparała szczerze. Spojrzała mu w oczy.

Mike

Aha - mruknął. Wolałby usłyszeć, że o niczym. Westchnął. On go nigdy nie polubi. Może go tylko coraz bardziej nienawidzić.

Annie

-Mike, wiem, że się nie lubicie, ale czy nie wypadałoby go zaprosić..?-spytała niepewnie.-Jeśli nie chcesz nie będę nalegała to wszekże też Twój dzień.

Mike

Spojrzał na nią. Westchnął.
Jeśli chcesz - powiedział. Nie chciał go no, ale to był przyjaciel Annie.

Annie

-Jesli nie sprawi Ci to problemu-powiedziała. -Pamiętaj, że będziesz tego dnia najważniejszy jak zawsze.

Mike

To twój przyjaciel. Skoro go chcesz to ja nie mam nic do gadania - powiedział.

Annie

-Moje chcenie nie ma tu nic do rzeczy-powiedziała i spojrzała przd siebie. NIe chciała by przez to były kłótnie. Bała się ich spotkania po tym co się stało.

Mike

Westchnął. Położył się na śniegu. Bał się z nim spotkać. Bał się, ze nie będzie w stanie się opanować. Bał się tego wszystkiego.

Annie

Uklęknęła przy nim i pogłaskała go po policzku.Widziała,że walczy ze sobą. Spojrzała na spadajace z nieba płatki śniegu.Westchnęła cicho.

Mike

Chłopak nabrał trochę śniegu. Rzucił nim w dziewczynę. Uśmiechnął się. Nie miał ochoty wstawać.

Annie

-Osz Ty taki-zaśmiała się .Chwyciła śnieg w dłonie i natarła chłopaka.

Mike

O ty - powiedział wstał i złapał ją jedną ręką za ręce. Druga nabrał śniegu i natarł ją nim. Uśmiechnął się zadowolony.

Annie

-Własną żonę-krzknęła wypluwając śnieg.Wyrwała mu się i zbierając śnieg z drzewa zaczęła w niego rzucać

Mike

Własnego męża - powiedział. Również nabierał śnieg i rzucał w nią. Uśmiechnął się delikatnie.